Nad polskie morze
- Napisał Artur Grzegorzek
- Czytany 1680 razy
Od jakiegoś czasu, siedziała mi w głowie myśl o rowerowej wycieczce nad polskie morze. Zarzuciłem pomysł na jednym z portali społecznościowych i po chwili odezwał się do mnie Mateusz z Dąbrowy Górniczej. Dobry towarzysz jest nie do przecenienia, bo w dwójkę zawsze raźniej i bezpieczniej.
Sprawy organizacyjne zajęły moment i ustalonego dnia ruszyliśmy ku morskim falom. Dużo by pisać o przygodach, w szczególności tych rodzących się w głowie. Udało nam się dojechać, co najważniejsze w zdrowiu, bez większych problemów.
Start był ciężki, godzina 6 rano, za oknem gęsta mgła. Ciężko było dojechać do Imielina, co rusz, ktoś podpowiadał do ucha - zawróć. Pierwszy mocniejszy kryzys przyszedł w Częstochowie, podpuszczałem Mateusza, że może jednak damy sobie spokój z wycieczką, ale on w zaparte jechał dalej. Potem to już było z górki i to dosłownie.
Przez wszystkie dni świeciło słońce, było to chyba jedno z najgorętszych lat jakie pamiętam, na liczniku średnia temperatura to 32OC. Spalony kark, ręce, nogi i hektolitry wyżłopanej wody, jogurtu i innych płynnych, czy półpłynnych substancji.
Większość trasy staraliśmy się pokonać jakimiś drugo-, a nawet trzeciorzędnymi drogami, nierzadko dzięki wujkowi Google lub słabo doinformowanych, lokalnych przewodników, lądując zwyczajowo w lesie w kupie piachu. W ostateczności, będąc zmęczonym poszukiwaniami dróg o małym natężeniu ruchu, skusiliśmy się przejechać ostatnie sto kilometrów drogą krajową 91. Tuż przed osiągnięciem celu, wydawało mi się, że samo morze jest dla nas nieosiągalne, a te ostatnie metry rozciągnęły się do niebotycznego dystansu, którego nie będę już w stanie pokonać. Po chwili jednak, trud całej drogi został zmyty przez jakże ciepłe dla mnie w tamtym momencie, wody Morza Bałtyckiego :)
- Długość trasy: 603 km
- Czas przejazdu: 3 dni
- Rodzaj nawierzchni: asfalt, drogi polne, leśne, piach i błoto
Drogę tej długości naprawdę trudno opisać. W ciągu trzech dni, może się stać wiele. Miejscami czułem się w naszym kraju prawie, że obcy.
Drogę powrotną pokonaliśmy dzięki kierowcy busa, kursującego cyklicznie na tym dystansie, a którego udało nam się poznać dzięki aplikacji - BlaBlaCar.
Na ten rodzaj wycieczki warto już zabrać ze sobą wszystko co niezbędne do przeżycia w trudnych warunkach. Kurtkę przeciwdeszczową, dodatkowe dętki, baterie do oświetlenia i batery pack do telefonu, bieliznę, kasę w różnej formie, mapę i naprawdę dużo pozytywnej energii.

Artur Grzegorzek
Zapalony rowerzysta. Ultramaratończyk.
Instagram: where_are_you_bzyk